Uwielbiam Włochy na wiosnę, nie dokuczają upały, lasy i pola są intensywnie zielone, świeże i pełne kwiatów. W Polsce w tym czasie przyroda dopiero się budzi, po ponurej w tym roku zimie zastrzyk energii w postaci południowego słońca był nam bardzo potrzebny. W zaledwie kilka dni dość intensywnego pobytu we Włoszech zdobyliśmy Wezuwiusza a na Sycylii Etnę, wąwóz Gole dell’Alcantara i Cavagrande del Cassibile.
Wezuwiusz. W Neapolu lądujemy koło 14:00. Podjeżdżamy do centrum, obowiązkowy punkt pobytu w mieście to pizza z pieca opalanego drewnem w jednej z tradycyjnych pizzerii. Małe zaskoczenie, polewają ją wodą przed włożeniem do pieca, nie jest więc zbyt chrupiąca. Kilkumilimetrowe ciasto ginie w pomidorach i mozzarelli. Pycha 🙂
Na Wezuwiusz (1281 m n.p.m), prawie pod sam szczyt można dotrzeć busikiem, druga opcja którą my wybieramy to kolejka podmiejska (Circumvesuviana). Ze stacji Garibaldi jedziemy do Torre del Greco. Popołudniowe słońce całkiem przyjemnie grzeje, wspinamy się niespiesznie przez wioskę, piniowe lasy, polanki. Czasem przystajemy i spoglądamy za siebie na Zatokę Neapolitańską. Po godzinie drogi zamieniają się w ścieżki, generalnie kierujemy się pod górę wybierając bardziej wyraźne dróżki, wspomagamy się GPSem. Niestety na szczyt docieramy jakieś 2 godziny po zachodzie słońca. Mijamy bramki parku, tu normalnie pobierana jest opłata. Nie dane nam zajrzeć za widoka do krateru, w promieniach księżyca majaczy przed nami wielka dziura w ziemi… Nocą Wezuwiusz jednak i tak jest piękny, w dole światła miasta i statki na zatoce, gwiazdy i księżyc oświetlają drogę. Namiot rozbijamy jakieś pół godziny w dół od szczytu. Na dole musimy być następnego dnia o 10 rano.
ETNA. Z Neapolu do Katanii na Sycylii jedziemy autobusem. Kilka tygodni wcześniej kupiłam bilety za 9 Euro/osobę na stronie www.sena.it. Przejazd trwa 8 godzin ale czas dość szybko mija, trochę śpimy, trochę czytamy. Autobus na Sycylię przeprawia się promem, można wyjść na pokład, cieszymy się słońcem i morzem, kosztujemy dań z bufetu i pysznej kawy.
W Katanii decydujemy się na nocleg w hostelu, niestety nie mamy rezerwacji i nie możemy znaleźć wolnych miejsc w centrum, ostatecznie trafiamy do małego hoteliku w pobliżu dworca. Pokój ze śniadaniem kosztuje nas 50 euro. To jedyny nocleg, za który płacimy podczas tego wyjazdu. Wieczór spędzamy spacerując po centrum, popijając winko w małej knajpce. Rano o 8:30 z dworca (Piazza Pappa Giovani) autobusem pełnym turystów, za 4 euro jedziemy do schroniska Rifugio Sapienza (1917 m n.p.m). Autobus jedzie tylko jeden rano, wraca popołudniu. To najprostszy sposób, żeby dotrzeć do podnóża Etny. W okolicy schroniska Sapienza jest prawdziwa wioska turystyczna, sklepiki z pamiątkami, hoteliki, restauracje. W zimie można tu pojeździć na nartach, kursuje kolejka linowa. Na punkt widokowy można też dotrzeć busikiem. My idziemy na górę na własnych nóżkach, mamy zapas wody i pomarańczy, pogoda jest piękna. Nie chcemy iść drogą, którą jeżdżą autobusy idziemy niewyraźną ścieżką. Szlaki znaczone są na mapie ale nie w terenie, wulkaniczny pył podczas deszczu lub wiatru szybko zasypuje stare ścieżki, idziemy więc mniej więcej jak pokazuje mapa. Po dwóch godzinach ścieżka zmienia się w stromy piarg, podchodzenie robi się coraz trudniejsze, wydeptujemy zakosy i docieramy do wypłaszczenia (na poziom gdzie mniej więcej dojeżdża kolejka linowa). Idziemy w stronę punktu widokowego, mijają nas autobusy na potężnych kołach.
Teoretycznie do środkowego krateru można iść tylko z przewodnikiem. Samemu dociera się tylko do punktu widokowego, gdzie jeżdżą terenowe autobusy. My nie pytamy nikogo o pozwolenie, mijamy grupy z przewodnikami, pozdrawiamy się wzajemnie i idziemy dalej sami. Na mapie droga wokół krateru i na drugą stronę Etny zaznaczona jest jako szlak rowerowy. Teraz jest tu jednak trochę śniegu, a tam gdzie go nie ma zeszłoroczna droga zapewne spłynęła lub przykryta jest warstwą nowej warstwy pyłu wulkanicznego. Kierując się mapą i ścieżką z GPSa idziemy w stronę chmurki nad kraterem środkowym. Krajobraz robi się coraz bardziej księżycowy. Po dotarciu na samą górę (około 3300m n.p.m), widok robi wrażenie, ogromny urwisty krater, z którego punktami jak z małych ognisk uchodzi dym. Skały pokryte są żółtym i pomarańczowym osadem. Czuć ostry zapach siarki. Pod nami w oddali widać Katanię i może Jońskie. Siarka gryzie coraz bardziej w oczy, robimy kilka fotek i schodzimy w dół w kierunku północnym. W ostatnich dniach nie było zagrożenia wybuchem, jednak czasem ponoć zdarzają się wypadki, Etna kichnie a człowieczek uderzony skałą ginie.. Namiot rozkładamy gdzieś na poziomie 2500m n.p.m. Wieje dość mocny wiatr, piargi przykryte są miejscami śniegiem. Kolację zapijamy białym winem z plastikowej butelki, zasypiamy twardym snem. Powrót do cywilizacji następnego dnia zajmuje nam kilka godzin. Schodzimy do Solicchiata. Łapiemy stopa, sympatycznym Włoch nadkłada drogi i dowozi nas pod samą bramę parku Gole dell’Alcantara.
Gole dell’ Alcantara. W sezonie (od lipca) jest to jedna z ciekawszych atrakcji Sycylii. popularny jest między innymi tak zwany body rafting. W piance wchodzi się w górę rzeki a następnie bazaltową rynną zjeżdża w dół. Teraz (kwiecień) zakola rzeki podziwiamy z tarasów ogrodu botanicznego i z plaży (koszt wstępu 13 euro). Nocleg spędzamy gdzieś na okolicznych pagórkach. Na kolację jak zwykle lokalny chlebek, salami, ser i karton wina. Następnego dnia rano łapiemy autobus do Giarre. Jedziemy pociągiem do Syrakuz.
Cavagrande del Cassibile. Dojeżdżamy pociągiem do Syrakuz, trochę zwiedzamy miasto, przesiadamy się na inną lokalną linię i jedziemy do Avoli. W informacji turystycznej miły Pan nam mówi, że „jest jeszcze przed sezonem i park jest zamknięty ale tam jest taka mała bramka którą się przechodzi.. no ale ja wam tego nie mówiłem”. Nie mamy jedzenia, pora sjesty, wszystkie sklepy do 16:00 są zamknięte. Snujemy się po miasteczku, południowe słońce grzeje. Udało się nam zrobić małe zakupy (chleb, ser, salami, wino), łapiemy na stopa parkę sympatycznych Niemców. Dowożą nas pod samą bramę parku. Znajdujemy dziurę w płocie i schodzimy w dół kanionu. Niemcy nie decydują się małe nagięcie przepisów, zostają na górze. Na dnie kanionu przy turkusowych kaskadowych jeziorkach jesteśmy w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Następnego dnia powrót się dłuży, wyjście z kanionu to około 1h, stopa łapiemy po kolejnej godzinie. W Avoli o 13:00 łapiemy autobus do Katanii. Sycylię opuszczamy pociągiem po 20:00. Bilety kupione na www.trenitalia.com . Koszt przejazdu do Rzymu to około 50 euro/ osobę. Na miejscu w Rzymie jest się około 7 rano. My wybraliśmy podróż 4 osobową kuszetką. Do atrakcji można zaliczyć wjazd pociągu na prom!!.
Vignaia. Vignaia to maleńka wioska na wzgórzach koło Perugii. Mieszka w niej między innymi moja mama, Mario, żółw Tartaruga i koty.. Na zboczach górek rosną oliwki i winnice (stąd nazwa wioski), krajobrazy trochę toskańskie. Czas płynie leniwie. Jest to idealne miejsce na kilka dni błogiego lenistwa. Przypuszczam, że za dobrą książkę z Polski lub kilka euro mama i Mario przygarną na kilka dni też inne zbłąkane dusze, szukające spokoju na tarasie pod oliwką. Jak coś to kontakt na priv.
Nad jeziorem Lago Trazimeno świętujemy urodziny. Z Vignaii pociągiem wracamy do Rzymu, krótki spacer, pizza, cappuccino i lot do Polski.
Wypad musiał być przedni. Świetne zdjęcia. Pozdrawiam.
Dzięki Piotr. Pozdrawiam