Dolomity odczarowane, w tym roku wreszcie się udało. Byliśmy w rejonie Tre Cime di Lavaredo i w Grupie Brenty.
Pięć dni intensywnego poznawania żelaznych dróg (intensywnego jak dla mnie – via ferratowej nowicjuszki).
Grupa Brenty
Podstawowe informacje praktyczne:
Dojazd z Polski – z Katowic chyba najwygodniej jednak autem (około 900km, głownie autostrady).
Polecam ubezpieczenie Alpenverein – duże zniżki na nocleg w schroniskach.
Noclegi w schroniskach (duży plecak przeszkadza w spinaniu a poza tym spanie pod namiotem w górach jest nielegalne). Cena za noc – około 15 euro (po zniżce).
Jedzenie i picie w schroniskach dosyć drogie (obiad około 20 euro, śniadanie 6 euro, piwo 6 euro), warto mieć swoje liofile.
Woda – przy schroniskach są dostępne ujęcia z informacją, że nie zdatne do picia. My piliśmy tą wodę po przegotowaniu.
Trudności – jak dla mnie łatwiejsze niż Orla Perć, nawet jeśli pod stopami lufa i stoję na 10cm gzymsie. Różnica polega na komforcie jaki daje linka stalowa, do której się wpinamy. Można polecieć, czego niestety byliśmy świadkami, jednak jeśli nie schodzimy ze szlaku, wpinamy się i nie robimy głupot, ryzyko moim zdaniem jest minimalne. Uwaga na tak zwane trasy trekingowe, są to często wąskie ścieżki z dużą ekspozycją, bez asekuracji. Jak dla mnie, ze względu na brak owej linki – wiele bardziej stresujące niż tradycyjne via ferraty.
Kiedy jechać – koniec lata powinien być optymalny (mało śniegu i bez burz). W naszym przypadku wrzesień okazał się ok, chociaż popołudniami były burze.