Czakra, tak na niego mówią miejscowi, jest częścią tego miejsca, spędza z nami wiele godzin siedząc w cieniu pod drzewem na środku placu, czasem śpiewa, czasem tylko patrzy, rzadko podchodzi bliżej. Dla nas jest trochę jak duch, jak szaman, chudy i wysoki, wysuszony słońcem z długimi siwymi włosami.
Czasem wygląda groteskowo, do swoich białych ubrań zakłada kurtkę sportową i okulary przeciwsłoneczne. Często się przebiera, zdarza się że i trzy razy dziennie, zawsze schludnie, wręcz elegancko. Miejscowi traktują Go jak nieszkodliwego dziwaka, który żyje w swoim świecie. Różne historie o nim opowiadają, podobno wiele lat temu wszystkie ziemie wokół należały do niego, był wykształcony i oczytany. Miał rodzinę, podzielił swój majątek między dzieci, a te podobno odwróciły się od niego i zostawiły z niczym. Niektórzy mówią, że miał ciężkie dzieciństwo, był bity i potem bardzo źle traktował dzieci i żonę , dlatego odeszli. Nie wiadomo kiedy zdziwaczał, czy to ludzie zrobili z niego wariata, czy stał się nim wiele lat temu.
Czasem nas zaskakuje, staje pod drzewem z kawałkiem deski i udaje, że to karabin i maszeruje z nim w miejscu, udaje musztrę. Raz zobaczył jak Marcin staje na głowie, następnego dnia robił to samo. Czasem coś mówi do siebie, śpiewa. Zdarza się, że nagle włącza się w naszą pracę, to weźmie mi lub Monice ciężkie taczki, to Tomkowi pomoże wyciągnąć kamień, raz wygonił Sarę z rowu i pokazał gestem, że ma odpocząć. Kilka dni temu przyniósł snopek słomy ryżowej i wyplótł z niej siedzisko. Był wyraźnie zachwycony, że mu się przyglądamy. Kiedy my się śmiejemy on tez się śmieje, pomimo tego że nic nie rozumie (a może rozumie po swojemu..). Na ostatniej imprezie mieszkańcy przynieśli harmonię, ucieszył się jak dziecko, zaczął grać na niej niesamowite melodie. Dzisiaj przyszedł po trzech dniach nieobecność, twierdząc że był na trekkingu w górach, miejscowi mu nie wierzą, może poszedł szukać Bartka i Michała, którzy wyjechali kilka dni temu a wyraźnie przypadli mu do gustu. Czasem jak idziemy do sklepu lub nad rzekę, widzimy że z oddali nas obserwuje, nie przeszkadza nam to specjalnie, wręcz martwimy się jeśli nie ma go dużej w pobliżu ..
Jutro kończymy wolontariat, jedziemy do Katmandu i wracamy do Polski. Będzie nam brakowało tego miejsca a najbardziej ludzi.. Szamana, Parvatti -naszej wesołej młodziutkiej kucharki, dzieciaków, dyrektora szkoły i jego rodziny, mieszkańców z daleka witających uśmiechem, pomocników w pracy (którzy czytali w myślach chyba i nawet nie zdążyłam powiedzieć, że chce taśmę, sznurek albo łopatę a oni już to podawali).
Nie żałuję tych dwóch tygodni w Dumre, to był bardzo wyjątkowy czas.