„Nepali style” pod patronatem polskiej fundacji

To aż trzeba było uwiecznić na fotce, tylu Nepalczyków przyszło, że dla nas brakło miejsca w okopach. Wykopy przez nas wytyczone sznurkiem i kołkami z bambusa.


2015-11-25 19.20.34

2015-11-25 19.20.55

Taczki – obok łopaty moje drugie ulubione narzędzie pracy..

2015-11-26 01.28.18

Biuro budowy..2015-11-26 01.12.37

Nocny transport cementu i zbrojenia
2015-11-26 01.29.34

W odwiedzinach u sąsiadów, pyszny lunch w cieniu bananowca.

2015-11-25 19.21.21

Droga do sklepu..
2015-11-26 01.13.22

Lokalny supermarket. .alkohol, zupki chińskie, fajki, ciastka.. czegóż więcej trzeba..
2015-11-26 01.30.17

Nasze „źródełko” jeszcze kila dni temu. Problemy żołądkowe i alergie skłoniły nas do szukania przyczyny. Tą wodę bierzemy do badania do PL ale nawet bez laboratorium widać że niezły syf popijaliśmy. Do błotka ściekał strumyk z pól i domów powyżej. Oby tylko na biegunce i wysypce się skończyło…
2015-11-25 19.20.06

Okolice..
2015-11-26 01.17.52

Zniszczone w trzęsieniu budynki
2015-11-26 01.17.02

2015-11-26 01.16.07

Papaje W ogrodzie u dyrektora szkoły.
2015-11-26 01.11.20

Jesteśmy w Dumre już ponad tydzień. To nasz pierwszy wolontariat. Nie wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. Podobno  różnie to wygląda w różnych miejscach na świecie. W skrócie zasady są takie, że poprzez  nieodpłatną prace wspiera się jakąś akcję społeczną, organizację charytatywną itp. Organizatorzy wolontariatu zapewniają nocleg, wyżywienie, urozmaicają czas wolny. Wolontariat w takich krajach jak Nepal, pozwala stosunkowo niewielkim kosztem poznać kraj, kulturę , zwyczaje mieszkańców.  My zdecydowaliśmy się przyjechać i pracować w Dumre ponieważ taki rodzaj pomocy po trzęsieniu ziemi wydawał nam się najwłaściwszy.  Jak to dokładnie wygląda tutaj..

Dumre jest malutką wioską położoną jakieś  30km na północ od Katmandu, ciężko ją znaleźć na mapie. Jesteśmy na przedgórzu Himalajów na wysokości około 700m n.p.m. Klimat zwrotnikowy monsunowy sprawia, że teraz końcem listopada jest na prawdę ciepło i przyjemnie. Upały dokuczają jedynie w samo południe.  Dominuje krajobraz pagórkowaty, miejscami zbocza są bardzo strome, po horyzont widać tarasowe pola ryżowe, sady z bananowcami, mango, papają. Przy każdym domu jest mała zagródka z bawołami i kozami. Część domów została zniszczona w trzęsieniu i ludzie mieszkają w szałasach skleconych z drewna, blachy i słomy. Do wioski docierają regularnie autobusy z Katmandu, jest prąd (z przerwami ale jednak jest). Wodę pociągnięto wężami gumowymi ze źródła powyżej wioski. Niestety wczoraj się okazało, że woda do naszego obozu, ze względu na wysokość, doprowadzona jest z innego miejsca niż do reszty wioski, kiedyś to może było źródło, obecnie miesza się tam woda spływająca z pól i domów powyżej strumyka. Biorąc pod uwagę fakt, że  nie ma tu kanalizacji a przy uprawie roślin używa się pestycydów, istnieje duże prawdopodobieństwo, że piliśmy wodę bardzo szkodliwą dla naszego zdrowia. Nie wiemy, czy ktoś kto poprowadził do nas tą wodę zrobił to świadomie, ciężko dowiedzieć się cokolwiek. Kilkoro z nas ma duże problemy żołądkowe. Co prawda piliśmy tylko wodę przegotowaną ale gotowanie nie oczyszcza z chemii.. Weźniemy do PL próbki do przebadania, jeśli po powrocie okaże się, że byliśmy narażeni na utratę zdrowie, fundacja będzie musiała się tłumaczyć i ponosić konsekwencje. Przypuszczam, że to nie zła wola ludzi tylko t.zw. „nepali style”, byle jak i byle by było. Po polskiej fundacji spodziewaliśmy się jednak czegoś więcej.

Praca. Na tym polu „nepali style” i brak paliwa też skomplikowały sytuację.  Liczyliśmy, że przyjedziemy i będzie już coś zbudowane, pomożemy przy ukladaniu ścian, Tomek liczył, że pomoże w elektryce. Niestety sytuacja nas trochę zaskoczyła, czekała nas praca przy kopaniu rowów pod fundamenty.. Praca jak praca, pomalutku mogę machać łopatą i jeździć taczkami. Taka siłownia na świeżym powietrzu, crossfit za dalbat :-).Na szczęście nikt nad nami nie stoi, robimy na ile mamy siły i ochotę. Raz w sobotę Sujan strzelił kazanie, że mamy pracować 8 godzin i nie ma wychodzenia do wioski w trakcie pracy. Chodziło mu o to, że ja Monia i Sara poszłyśmy do wioski po owoce.  To już było dla nas za dużo,  pewne granice zostały przekroczone. Gdyby nie to, że jesteśmy tu dla ludzi a nie dla fundacji, olalibyśmy całą akcję. Skończyło się na spotkaniu i dość ostrej dyskusji z organizatorami. Niektórzy chyba myśleli, że wolontariusze zrobią całą fizyczną robote a wioska zza płotu będzie się przyglądać. Doprowadziliśmy do spotkania z lokalną społecznością, przedstawiliśmy naszą opinię, że jesteśmy tutaj żeby pomóc wiosce w pracach, że budujemy a potem wyjedziemy, nie potrzebujemy tej szkoly i przychodni dla naszych celow  .  Liczymy że miejscowi bardziej zaangażuja się w prace.  O dziwo wygląda na to, że poskutkowało, dyrektor szkoły zrobił grafik i wyznaczył grupy 8-10 osobowe.  Ludzie przychodzą i już kończymy wykop, momentmi nie ma dla nas miejsca i tylko pomagamy przy wytyczaniu.  Wszystkiemu niestety winna jest fundacja a w szczególności kilka osób, które nie dogadały sie z wioską na samym poczatku pracy. Mało tego, fundancja zrobiła z wolontariatu swego rodzaju obóz, ogradzajac nas płotem. Wioskowi prawdopodobnie myśleli, że nie su tu mile widzeni lub wręcz nam przeszkadzaja. Teorii dlaczego powstał płot było sporo, pierwsza wersja .. dla naszego bezpieczeństwa, żeby nie bylo kradzieży  (raz zginęła czołówka ale sie znalazła). Druga wersja.. bo wolontariusze piją alkohol a to wbrew zwyczajom nepalskim (piliśmy czasem jedno piwko po pracy, alkohol przynosili zreszta sami Nepalczycy, a teorii że to wbrew lokalnym zwyczajom przeczy asortyment tutejszych sklepikow – półki pełne piwa i rumu). Kolejną wersje przedstawiła ostatnio Magda, twierdzac że się boi o dzieci z wioski, że sobie krzywdę zrobią,  wpadną do wykopu czy coś (dzieciaki i tak przychodza z rodzicami jeśli chcą, płot nic ni zmienił).

Podsumowując, między nami a  mieszkańcami Dumre powstała pewna bariera zarówno fizyczna (płot) jak i w komunikacji  (nikt im nie wytlumaczyl do końca co tu robimy, po co i że potrzebna jest nam ich pomoc).  Płot zostaje ale staramy się pokonać pozostale podziały. W pracy jest postęp znaczny, przychodza i na prawdę ciężko pracuja.  Przypadkiem udało się nam też trochę zintegrować.  Marcin i Monika rozmawiali z jednym z Nepalczyków, okazało się że gra on na harmonii. Zaprosił nas do siebie do domu, żeby pośpiewać i grać razem. My zaproponowaliśmy spotkanie u nas, w obozie jest wiecej miejsca. To co się później działo przeszło nasze oczekiwania.. Wieczorem przyszli grajkowie z harmonią, bębenkami, fletem. Siedzieliśmy przy ognisku, śpiewaliśmy piosenki, jedną dla nas napisali po angielsku, tańczyliśmy. Przyszło kilkadziesiąt osób, atmosfera była fantastyczna. Co ciekawe, przyszli w dniu kiedy w obozie nie było nikogo z fundacji, sami wolontariusze.

Mamy bardzo mieszane uczucia co dalej robić,  z jednej strony mieszkańcy Dumre są fantastyczni i bardzo chcemy im pomóc w budowie szkoły i przychodni (tzw. Dom Polski). Z drugiej strony nie podoba nam się styl prowadzenia fundacji, brak jasnych reguł, brak szacunku do pracy wolontariuszy. Tak zwany ” nepali style” działa nam na nerwy a tłumaczenie wszelakich niedoróbek, opóźnień „różnicami kulturowymi” jest przegięciem, tym bardziej, że od nas oczekuje się 8h pracy.  Nie rozumiemy też dlaczego, jeśli chcemy pomóc Nepalczykom, fundacja nie chce ich zatrudnić. Dzień pracy Nepalczyka to około 5$ ÷ 8$. Robota by na pewno szła szybciej. Gadanie, że nie można wynająć koparki bo budżet jest 300$ za dzień a chcą obecnie wiecej bo paliwo jest droższe, jest jakąś ściemą. Za 300$ można zatrudnić 5 ludzi na 10 dni i zrobią dużo więcej niż koparka w jeden dzień, to urodzeni kopacze, od dziecka obrabiają tarasy ryżowe. Obawiamy się również,  że kosztem naszego czasu i pieniędzy darczyńców powstanie w Domu Polskim hotel, zyski nie będą trafiać do ludzi a do Agencji Trekkingowej, która tym wszystkim ” zarządza”. Zostajemy tu jeszcze dwa dni, dzisiaj wytyczyliśmy z Tomkiem szkołę (bez mapki, bez planu zagospodarowania).  Dyrektor szkoły i Sujan poprostu zdecydowali gdzie ma być usytuowana. Znowu praca w tak zwanym „nepali style” – masakra.. Udało nam się na szczęście przekonać ich, żeby nie budować szkoły tuż nad skarpą, bo grunt tutaj naszym zdaniem nie jest zbyt stabilny. O badaniach gruntu możemy zapomnieć…

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *