O rejonie Ganeshu i trekkingu tzw. „rubinową doliną” nie pisaliśmy jeszcze a jest to rejon wyjątkowy, mało turystyczny, zamieszkały przez Tamangów i Gurungów, z bogatą dziką przyrodą, głębokimi dolinami i pięknymi widokami z wysokich przełęczy.
Pokonanie ponad 100 km odcinka od Shyapru do Dovan przez przełęcz Pangsang Pass (3900 m n.p.m.) zajęło nam 8 niesamowitych dni. Trasa ta jest dość wymagająca, codziennie pokonuje się strome zejścia i podejścia, w sumie ponad 9600 m w górę i 9700 m w dół. Poza kilkoma osuwiskami, nie spotkaliśmy większych problemów technicznych. Doskwierał nam czasem upał i ciężkie plecaki. Historie o wrogo nastawionych tubylcach, obcinających głowy turystom, o dzikich zwierzętach zjadających ludzi nie sprawdziły się.. Ludzie są przemili, bardzo ciekawi i chętni do pomocy, dzikich zwierząt brak, nie widzieliśmy nawet rudej pandy, która w tym rejonie występuje.
Dokładna trasa wynikła z pomysłu, aby bez wracania do Katmandu przejść z Hallambu w rejon Manaslu. Z powodu choroby spędziliśmy kilka dni w Shyapru a na początku trekkingu dookoła Manaslu (w Dovan) miał na nas czekać przewodnik, nie było więc czasu na marudzenie i błądzenie.. Mieliśmy 8 dni i całkiem spory odcinek do pokonania. GPS pokazywał nam tylko niektóre drogi, mapa była jeszcze uboższa a jak się później okazało, część dróg nie istniała w terenie, niektóre mosty były w całkiem innych miejscach niż na mapie, po trzęsieniu powstały też nowe znane tylko miejscowym omijające osuwiska ścieżki.
Po drodze, spotykamy ponownie Eryka z przewodnikiem (Bikazem). Bikaz prowadzi nas do swojej rodzinnej wioski. Rozpoczyna się święto Dashain, wszyscy Nepalczycy odwiedzają rodzinę, składają ofiarę i świętują.. Wioski spływają krwią kóz, bawołów, kurczaków.. jak nas ktoś pyta, czy jemy dhalbat z mięsem to odpowiadamy, że jesteśmy wegetarianami.
Do Pangsang Pass a nawet do Tipling nie ma problemu z orientacją w terenie, śpimy w tzw. guesthousach. Na ostatnie 4 dni prosimy o pomoc lokalnego przewodnika, który może drogi też nie zna ale jest w stanie się dogadać z miejscowymi i zapytać ich o drogę. Za Pangsang Pass, do Dovan nie ma już guesthousów, śpiwy w namiocie lub jako goście w wioskach (tutaj bardzo pomocny okazał się Tek, nasz młodziutki lokalny przewodnik).
O tzw „ruby valley” dowiedzieliśmy się od Bikaza – przewodnika, który pochodzi z Chalishgeon. Więcej o projekcie można poczytać na stronce rodziny Gurungów tutaj .. rubinowa dolina